rytarzyk wszedł nareszcie do izby, która za bawialną musiała uchodzić. Tu nie było nikogo... Pluta obejrzawszy się bacznie, domyślał się, że wszedł nie właściwą drogą i że od alei i ogrodu musiało być paradniejsze wnijście... drzwi mu o tém znać dały.
Salonik, gdyż nieuchronnie tak się to musiało nazywać — wprawiał w zdumienie kapitana surowością swéj fizyjognomii. Był on ciemno szafirowy, z powodu drzew dosyć nie jasny, nizki, ledwie starych trochę mieszczący mebli, a ozdoby jego ograniczały się parą naczyń z robionemi kwiatami, krzyżem i kilką strasznemi obrazami świętych różnych; miał pozór raczéj celi klasztornéj, niż schronienia pokutującéj tak pięknéj niegdyś, a dziś tak jeszcze starannie malowanéj Adolfinki, którą kapitan znał niezmierną wietrznicą i trzpiotem.
Najmniejszego nie widać było starania o wdzięk, ozdobę, o wygodę nawet; na stołach pył spoczywał kilkodniowy, firanki zżółkły wisząc od dawnego czasu nieporuszane, a siedzenia zdradzały małe bardzo używanie.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/685
Ta strona została uwierzytelniona.
125