Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/692

Ta strona została uwierzytelniona.
132

— Kapitanie, — przerwała zachwycona Adolfina, — daj mi rękę, ja także strasznie nawracać lubię, tylko to nieszczęście, że mi się okropnie dotąd nieudawało.
— Ja dopiero zawód mój rozpoczynam i niewiem jeszcze jak mi pójdzie. Ale wiesz pani co? — dodał po chwili, — jak możesz mieszkać tak samotna i jeszcze na Wilczéj ulicy, gdzie ani ludzi, ani nawet wilków nie widać?
— Mam moje zajęcia.
— Ale żadnego towarzystwa.
— Czasem jaki ksiądz mnie odwiedzi — mam i parę przyjaciołek.
— Wszystko to jeszcze, wierzaj mi pani, za mało, dla pięknéj Adolfiny, która do ruchliwszego życia była przywykła. Pani więdniejesz z nudów, pani zawyrokowałaś już widzę, że ze światem nic nie chcesz mieć wspólnego, a to zawcześnie.
— Ale kiedy świat...
— Świat, moja śliczna Adolfino, — przerwał Pluta, nie ma zwyczaju gonić tych, co się od niego odwracają z pogardą, jemu po-