Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/694

Ta strona została uwierzytelniona.
134

Wdowa wstała, ale widocznie pomięszana, punkt honoru gospodyni walczył ze skąpstwem, które się poddać nie chciało.
Nieuwierzysz jak teraz trudno o drobne, Kapitanie, — rzekła, — zadziwiająca rzecz... a w bawaryi na rogu od Mokotowskiéj nie zmienią, lub dadzą takie podarte papierki...
— A! — rzekł Pluta dobywając sakiewki z miną człowieka, który dopiero teraz zgłębił charakter przeciwnika, — to nic, ja pani pożyczę parę złotych, oddasz mi późniéj.
Adolfina zarumieniła się, znać było wstyd, ale obok niego chciwość już nałogowa niedopuściła odrzucić ofiary.
— Przepraszam, — rzekła, — otóż zaraz poślemy po bawarskie, ja sama czasem czuję potrzebę czegoś wzmacniającego.
— No! no! poślijże po parę butelek, bo ja mniéj nad dwie nie piję; to moja miara.
Wdowa zaczęła wołać służącéj, która weszła mrucząc od roboty, i kiwnąwszy głową, popatrzywszy na pieniądze, wybiegła po piwo.
Kapitan uspokojony nieco, tak zaczął.