czyła kilka kropel do szklanki... jakby na próbę... i poniosła do ust trochę się krzywiąc.
— Musisz WPani dom otworzyć..... rzekł Pluta.
— Na Boga... ja... ja niemogę się narażać na koszta... przerwała Jordanowa.
— Cyt, posłuchajże! jakie koszta u licha! możesz przyjmować oględnie w tych godzinach w których się nic dawać nie zwykło.
— Ale któż tu przyjdzie?
— Ja ci przyprowadzę ludzi... i zobaczysz... towarzystwo co się zowie... jednego nawet konkurenta, idealnie poczciwego człowieka, a mojego przyjaciela mam na myśli. Ale dom otwierając, potrzeba żebyś też kogoś więcéj miała przy sobie.
— Jakto? kogoż? z coraz większym przestrachem spytała wdowa.
— Cicho! cicho! słuchaj tylko uważnie, a wszystkiego się powoli dowiesz.. Wypadek dał mi tu poznać bardzo nieszczęśliwą sierotę, śliczne dziecko.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/697
Ta strona została uwierzytelniona.
137