Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/699

Ta strona została uwierzytelniona.
139

— Pleciesz! jedno się drugiego nie trzyma!
— Wdowa była widocznie podrażniona i rozgniewana... napiła się piwa, ruszyła ramionami i obcisnąwszy mantylkę siadła głębiéj na kanapie, z rezygnacyją nieco wzgardliwą, którą kapitan uczuł głęboko.
— Słuchajno, nie ma co mówić, jesteś bardzo przenikliwą, i nie dasz się lada czem uspokoić, więc ci się szczerze będę spowiadał, ale naprzód, na co ci się mam zakląć, abyś mi wierzyła? na twe czarne oczy? na świeżą krasę twojego rumieńca? na dawne moje dla ciebie zapały?
Pani Jordanowa poprawiła loków i nieco się uśmiechnęła.
— Ty całe życie kłamiesz, — rzekła, — stary bałamucie.
— Nie — piękna Adolfino, kłamię tylko, gdy mi z tém wygodniéj, darmo i przez amatorstwo, nigdy; na ten raz klnę ci się odnowionym świeżo honorem, że czystą mówić będę prawdę.
Kochałem jedną kobietę.
— Ty? — spytała Adolfina.