Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/702

Ta strona została uwierzytelniona.
142

— No! to cóż ona tam mieć może?
— Ojciec cichaczem pewnie tyle da ile Wacpani straciłaś na proces.
— Mnie do rąk?
— Ha niewiem, jakbyś się dobrze wzięła!?... a gdyby tylko procent płacił, ona téż coś zarobi sobie. W dodatku młoda twarzyczka, to ci do domu naprowadzi ludzi!
— Nie! nie! — odparła Jordanowa, już ty mnie nie zbałamucisz! to tylko kłopot! a jeszcze młoda, tobym się ślicznie przy niéj wydała.
— A! piękna Adolfino! ty niewiesz ilebyś zyskała przy niéj! to dziecko, blade, chude, bojaźliwe, nic tak kobiety dojrzałéj nie podnosi jak tego rodzaju zbliżenie.
— Ot to plecie! — przerwała wdowa.
— Wierz, nie wierz, ale mówmy otwarcie, raz jeszcze proszę, staremu przyjacielowi odmówić tak nie możesz, daj mi warunki.
— Ty zawsze oszukasz, szepnęła Adolfina, która znać bliźéj i dłużéj kiedyś musiała kapitana.