żonemi rękami i zajęcie dla niéj było warunkiem życia. Gdy w niedzielę lub święto uroczyste zabrakło jéj roboty, gdy stojąc przed austeryą musiała się ograniczyć strzelaniem oczyma, półgłosem śpiewaną piosnką i tupaniem niecierpliwą nóżką o próg drzwi starych, darła przynajmniéj w rękach jaki listek zielony, bawiła paciorkami zawieszonemi na szyi, a palce jéj spocząć nie mogły. W dni powszednie pełno jéj było wszędzie, głos jéj ożywiał wszystkie kąty, dozór wesoły dawał się uczuć w całem gospodarstwie, i stara pani Szwarcowa nietylko spuścić się na nią mogła w pracy, ale miała jeszcze jak najdokładniejsze doniesienia o wszystkiem, bo usta Basi także zamykać się nie lubiły.
Ale to wesołe szczebiotanie wychowanki nigdy się obojgu starym nie naprzykrzyło, lubili ją bardzo i gdy Basia chora lub po dziewiczemu zadumana zamilkła jakim przypadkiem na niedługo, to ją pani Bartłomiejowa póty podpieszczała, póty wyzywała, aż z niéj w końcu dobyła na nowo i wesele i gadatliwość. Widząc jak ją Szwarcowie
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/722
Ta strona została uwierzytelniona.
162