Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/724

Ta strona została uwierzytelniona.
164

śpiewki wesołéj... to wszyscy wiedzieli. Nikt jednak odkryć nie mógł, za kina wzdychała, lub po kim płakała. Nawet domyśleć się takiego kogoś coby jéj serce pochwycił, nie było podobna.
Tym czasem wszakże niech będzie dosyć o Basi. W chwili gdyśmy opuścili Warszawę, w Zamurzu panowała uroczysta wiejska cisza zimowa i z powodu ustalonéj już sanny, wielkie tylko transporta zboża, drzewa, towarów zajmowały szlachecką osadę, któréj mieszkańców większa część z najmu koni się utrzymywała. Małe szlacheckie porozdzielane włóki i zagony nie były by mogły starczyć na rozrodzone ich familje, gdyby przemysł furmański, nie podsycał gospodarstwa. Większa część szlachty wbijała się w dobre konie, miała wozy porządne i pół roku pracowała na gościńcu do Warszawy. Byli téż to ludzie temi podróżami i życiem po swojemu wykształceni, i wcale ruchawi. Że zaś zwykle z austeryi od Szwarca wychodziły zamówienia transportów i on używał najwięcéj braci szlachty, tu oni wszyscy jednoczyli się,