Szwarc stanął przysłuchując się bacznie, czyby mu wynijść nie należało, i pani Szwarcowa nawet opuściła różaniec na kolana zwracając uwagę na turkot przed domem, który nagle ustał. Razem usłyszano otwierające się drzwi i wspaniały służący w płaszczu z kołnierzem czarnym olbrzymio nastawionym jakby istotnie od niedźwiedzi pochodził, wszedł zamaszysto do szynkowni.
Przede drzwiami stał śliczny koczyk podróżny, zaprzężony czterema końmi szpakowatemi wcale dzielnemi, i tak wyglądający jakby częściéj po bruku miejskim niżeli po grudzie się toczył.
— Jest tu gdzie przenocować? zapytał służący na którego Basia ciekawa zwróciła oczy.
— Przecież widzicie austeryą... rzekła urażona.
— No tak, odparł służący widocznie śmiały warszawiak co nie jednego przedpokoju pyły wycierał — ale licho tam wie czy jest opalona izba gościnna?
Na to właśnie nadszedł mrucząc, stróż z sieni, a panna Barbara wskazała mu klucz
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/726
Ta strona została uwierzytelniona.
166