Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/728

Ta strona została uwierzytelniona.
168

Na ten raz kilka tylko kołnierzyków Basi zdjął stróż, nie wiele sobie zadając starania, by ich nie powalać, i poświeciwszy przybyłemu, ukazał mu cztery białe ściany, sofkę, łóżko, stolik, dwa krzesełka i bok kaflowego pieca, składające całą fizjognomją gościnnego pokoiku.
Służący się skrzywił trochę, ruszył ramionami, próżno szukał drugiéj izby osobnéj dla siebie, i trzasnąwszy drzwiami pobiegł do pana do powozu.
Pana tego nos tylko z szuby zawiesistéj w powozie wyglądał.
— E! proszę pana, — rzekł podchodząc do drzwiczek, — stancja jedna, i to nie do rzeczy, ciepła prawda, ale paskudztwo...
— Cóż ty chcesz? salonu? otwieraj drzwiczki, — podchwycił podróżny, byle ciepły kąt, ja tu kiedyś nocowałem, jeśli ogrzano to dosyć, konie zmęczone, przenocujmy tutaj.
Służący nic nie odpowiedział, ale znać mu nie było w smak, że przeciw jego zdaniu pan postąpił... poszedł mrucząc przodem i krzyknął ostro na stróża o światło.