pojąć było można nieukontentowanie służącego, który dlań daleko paradniejszego wymagał apartamentu.
— Idźże mi tam, mój kochany, przygotuj herbatę, rzekł młody człowiek do lokaja, i poproś do mnie gospodarza, muszę się go rozpytać.
Może to z wiatru czy mrozu, ale twarz podróżnego pokraśniała gdy te słowa wymawiał, i jakieś pomięszanie dziwne można było dostrzedz w jego wejrzeniu. Odwrócił się od lokaja, odprawił go żywo, a sam padł na sofkę, rozglądając się po izdebce. Choć ruchem dobrze grał znużenie, w oczach widać było niecierpliwość, niepokój jakiś, coś jakby tęskne razem i gorące uczucie, które starał się pokryć usilnie.
— Ale idźże tam rób herbatę i nie kręć mi się już tutaj, — zawołał na służącego, który jeszcze ustawiał krzesła i udawał, że porządkuje, — wiesz, że nie lubię guzdralstwa.
Po tych słowach wyrzeczonych żywo, pan Artur, gdyż to imię piękne nosił kołnierz niedźwiedzi, wysunął się pokornie i po cichu.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/730
Ta strona została uwierzytelniona.
170