Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/734

Ta strona została uwierzytelniona.
174

— Natychmiast jaśnie panie, — zawołał Szwarc i wyniósł się co prędzéj.
Ale szedł przez szynkownię stary powracając do swojéj izby jakby pijany i nieprzytomny, wpadł do alkierza, w którym siedziała żona trzęsąc się, zbliżył do niéj i szepnął jéj na ucho:
— Jejmość! na miłego Boga, ostrożność! Adolf przyjechał! ale go tu nikt znać nie powinien.
Pani Szwarcowa zerwała się z krzesełka i w pierwszéj chwili pobiegła ku drzwiom, aż ją mąż powstrzymać musiał; potem opamiętawszy się padła na siedzenie zakrywając oczy, z których łzy wytrysnęły.
— Niechże go zobaczę! jegomościuniu! — i zaczęła męża całować po rękach, — niechże go zobaczę.....
— Cicho! cicho! jak się ludzie uśpią! bądź tylko cierpliwą! nie trzeba go zdradzać, będziesz go asani widziała. Ale ani mru! mru! ma z sobą ludzi.
— Ale kiedyż ja go zobaczę?
— Dziś, późniéj, — rzekł Szwarc kręcąc