Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/746

Ta strona została uwierzytelniona.
186

Tymczasem matka pociągnęła Adolfa ku światłu, chciała mu się przypatrzeć, niepuszczała go z rąk, a oczy jéj, z których dwie łzy nieprzerwanym ciekły strumieniem, choć drżące usta się śmiały, — wlepione były w twarz młodzieńca z wyrazem extazy, która pospolite rysy zmieniła w oblicze szczęśliwéj jakiejś Nioby.
Bartłomiéj udając że niepłacze, czerwoną chustką twarz obcierał, i zazdrościł trochę żonie i odciągał ku sobie Adolfa.
— No, ależ bo już dość tych romansów, moja jéjmość, odezwał się markotny, dajcież mu siąść, spocząć, niech gada... tylko proszę cicho, bo ten trzpiot Basia gotowa umyślnie niespać.
Zaczęto miejsca dobierać dla Adolfa, który ulegał posłusznie i rodzice milcząco zgodzili się posadzić go na kanapie, biorąc go pośród siebie.
— Ale mu potrzeba by dać co zjeść, zawołała matka — to się bez Basi nie obejdzie, dla czegożby ona znowu Adolfa widzieć nie