— Moja siostrzyczko, — rzekł, — u nas to jest zwyczaj, że się wszyscy witamy braterskim uściskiem dłoni, dajże mi choć twoją rękę na przywitanie.
Ale ręka Basi właśnie była trochę od samowara węglami zapylona, i zawstydzone dziewcze musiało ją otrzeć o fartuszek nim wyciągnęło Adolfowi. Już niewiem co sobie powiedziały ich dłonie, czy więcéj niż wzrok, czy całkiem co innego, to pewna, że brat pobladł, a siostra poczerwieniała i wyrwała się słowa niemówiąc do drugiego pokoju.
— Już jakie to poczciwe dziecko, — odezwała się Szwarcowa, — to trudno wypowiedzieć! A tobyśmy z rodzonego nie mieli takiéj pociechy.
Jakieś ciężkie wspomnienie, przerwało jéj nagle.
— Co tam gadać o Basi, niech no Adolf prawi nam z czém przyjechał, zawołał Szwarc, bo to musi być rzecz nie małéj wagi, kiedy z nią się tu aż przybłąkał... Ja się nawet domyśleć nie mogę.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/755
Ta strona została uwierzytelniona.
195