Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/757

Ta strona została uwierzytelniona.
197

— Nie, droga matko, — rzekł spokojnie Adolf.
— A cóż? — spytała zdumiona Szwarcowa.
— Ot tak, poznaliśmy się, mówili, zbliżyli, i niewiem tam jakiem szczęściem, zdaje się, że panna dosyć mnie przyjęła łaskawie.
— A waćpan co na to? — zapytał ojciec poważnie.
— Podobała mi się dosyć.
— Tak, bo mów szczerze jak przed księdzem, kochasz się?
— Nie, mój ojcze; ale ożenić się raz potrzeba.
— E! to tam znowu nic tak bardzo pilnego, przerwał stary.
— Piękna? — spytała matka.
— Świeża, rumiana, miła z powierzchowności.
— A poczciwa?
— Trudno osądzić znając tak mało... przyznam się rodzicom, że choć mnie tam dosyć oczywiście ciągniono, niechciałem zrobić kroku, pókibym się ich nie poradził. Na-