Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/767

Ta strona została uwierzytelniona.
207

Inną całkiem była teraz, smutną ale rozpromienioną jakimś zapałem, śmiałą do zuchwalstwa i z bojaźliwéj dzieweczki teraz niewiastą mężną. Adolf nawet choć zadumany, postrzegł na niéj ślad tego potężnego wzruszenia.
— Basiu — cóż ci to? spytał łagodnie.
Dziewczę podniosło głowę i oczy zaczerwienione wlepiło w niego.
— Adolfie, zawołała — czyż ty możesz o to pytać?
— Moja droga Basiu, doprawdy... ja niewiem... rzekł stojąc brat.
— Nic mi, nic..... nic, powtórzyła Basia mocno trąc oczy... no nic... ot tak sobie, przypomniało mi się Bóg wié co, tom płakała.
Adolf już niewiem dla czego i jak, ujął ją za rękę.
— Dobranoc ci Basiu...
— Czekaj, rzekła zatrzymując go wzruszona, niechże i ja się na ciebie popatrzę, — wszak i ja mam do tego prawo? A! tyś już całkiem o nas — nie! tylko o mnie zapo-