Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/770

Ta strona została uwierzytelniona.
210

Przed źrenicą jego wlepioną machinalnie w sufit, przesuwały się dziwnie splecione obrazy, świat, ludzie, postacie, rzeczy, mowy tak sobie przeciwne i zdala od siebie stojące, że zdawały się najmniejszem nie wiązać ogniwem. Basia i Elwira, ojciec i Narębski, wielcy ludzie stolicy i rozpłakana twarz matki, stara austerja i salonik własnego domu... uścisk siostry i uśmiech panienki w Saskim ogrodzie, wszystko to starte i zmięszane przebiegało, wracało, zdawało urągać mu i zaglądać do serca próżnego niestety, w którem teraz tylko to uczucie jakie widok rodzicielskiego domu, obudził, panowało.
Koguty zaczynały piać coraz częściéj i natarczywiéj jakby ludzi pobudzić chciały, nareszcie ruch się zrobił w stajni, woźnica wstał do koni, stróż zapalił fajkę pierwszą, niemającą wygasać do wieczora, nawet pan Artur przebudzony krzątaniną poruszył się i przeciągnął, dobywając repetjera dla ocenienia czyby mu już wstawać nie należało... zegarek wybił pół do szóstéj i młody człowiek uznał że z powodu bardzo rannego wy-