Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/785

Ta strona została uwierzytelniona.
5

szcze dosyć zdrowych, w sposób taki, jak sobie je czasem źle wychowane, lub całkiem nie wychowane pokazują zwierzęta, chcąc się wzajem tym arsenałem nastraszyć. Pluta tylko brwi podniósł.
Byli już od siebie o kilka tylko kroków.
— To Pluta, jak Matkę Najświętszą kocham! to ten łajdak Pluta! — zawołał nieznajomy nam jeszcze mężczyzna, — to on! ani chybi, ale gdzieś już kogoś odarł ze skóry, bo ma nową na grzbiecie.
Na to mruczenie, Kapitan odrzekł z daleka półgłosem:
— To Zeżga! na uczciwość to Zeżga! jeszcze go djabli nie wzięli, i dodał głośno:
— Słuchaj! czy jeszcze gniewasz się na mnie?
Zbliżyli się o krok.
— Ja! na ciebie! — odparł Zeżga, — ja! gniewać się! słyszał to kto? Brzydzę się tobą jak plugawém zwierzęciem, jak nieczystą istotą, ale się gniewam tylko na tych, co gniewu są godni.... dla ciebie byłoby to za wiele honoru.
— No, to ruszajże daléj i daj mi przejść spokojnie, — zawołał Pluta.