Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/798

Ta strona została uwierzytelniona.
18

podszedłszy i miał przyjemność przekonać się, że zdrowe zasady konkurencji znane były dorożkarzom, bo ich aż trzech przybiegło, z między których wybrał nie najlepszego, ale najbliższego kapitan, rozkazując mu wieźć się w stronę Wisły.
Dorożkarz obejrzał naprzód towar, to jest człowieka, domyślił się że będzie sowicie zapłacony, i począł od najwymowniejszego przemówienia batem do koni. Przyszło mu na myśl, czy nie wiezie przybyłego ze wsi nowicjusza i obrócił się, chcąc z nim wdać w gawędkę, ale popatrzywszy trochę uważniéj, dał pokój.
Pluta w surowém pogrążył się dumaniu.
Zrazu chciał sobie wyrozumować, że Zeżga wcale nie był groźny, że pierwsze tylko wrażenie musiało w nim być gwałtowne, że nie było się go co obawiać, ale przypomnienie przeszłości i kilku wypadków, w których kij Narcyza nader czynną odgrywał rolę, nie zaspokajając się jednorazowym wymiarem sprawiedliwości — dało dobitniéj uczuć kapitanowi, że jest w nader fałszywém położeniu.