— Trzeba do licha wiedziéć przynajmniéj gdzie to stoi! — rzekł w duchu, — goło wygląda.... przybył ze wsi, musi gdzieś mieszkać w dziurze.
— Stój! — zakrzyczał nagle, spostrzegłszy napis zwiastujący hotel Smoleński przy ulicy Bednarskiéj, którą dorożkarz spuszczać się myślał, — on gotów stać tutaj! ale nuż się z nim spotkam?
Przybycie dorożką, którą otwartą zostawiał, zaspokoiło go, musiał bowiem jadąc szybko, w najgorszym razie, wyprzedzić o kilka minut przeciwnika.
Cudowny instynkt Pluty i szczęśliwa jego gwiazda, dziwnie go tu sprowadziły, pierwsze bowiem imie jakie znalazł na tablicy, było Narcyza Zeżgi.
Szwajcar przypatrywał mu się w milczeniu.
— Pan się chce z nim widzieć?
— Ja? — spytał Pluta, — a no.... tak.
— Teraz go nie ma.
— W którychże godzinach zastać go można? — o mało nie powiedział przeciwnie.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/799
Ta strona została uwierzytelniona.
19