Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/800

Ta strona została uwierzytelniona.
20

— Z rana do ósméj, a wieczorem po dziewiątéj.
— A we dnie?
— O! we dnie.... to chyba nigdy go nie ma.
— Proszęż mu się pięknie kłaniać od przyjaciela Gzygzakiewicza.... — rzekł kapitan, — i oświadczyć, że w pilnym interesie prosi go, aby nań jutro czekał w mieszkaniu do godziny pierwszéj. Chodzi o sprawę pieniężną i bardzo wielkiéj dla niego wagi, dodał, nie zapomnijcie mu powiedziéć.
Kapitan poparł to złotówką.
— Jak godność pańska?
— Gzygzakiewicz.
Szwajcar podniósł nieco kapelusz, ale podniósł i brwi na to niezwyczajne imię, kapitan zaś siadł czémprędzéj do dorożki i kazał się wieść do Łazienek Majewskiego.
Było to ulubione dlań miejsce dumań i samotności, w które uciekał od ludzi, ilekroć ważniejszym zajęty był interesem.... Zasiadał tu w kąpieli ciepłéj i z cygarem, i pół drzemiąc, pół marząc, osnuwał dalsze plany żywota.