— Prześladowanie! no! mniejsza o wyrazy! nazwij to jak ci się podoba! Nie jestem wymagający... jednego całusa starego, któryby mi dawne czasy przypomniał.
Jenerałowa krzyknęła prawie cofając się do ściany, ale Pluta ani się ruszył.
— A! prawda, — rzekł, — nie jestem dziś uperfumowany, a ta wódka nie pachnie, no! to cóż? daj mi WPani rączkę i uściśnij tak, tak jakeś to ją uścisnęła serdecznie; gorąco, gdyś m iała za godzinę uciec z oficerem.
I to nie?
Ha! — dodał Pluta, — nie jestem przecie wymagający, zaśpiewaj mi pani, choć tę piosenkę, pamiętasz:
P. Palmer poczęła płakać, ale z gniewu raczéj niż żalu, i innego uczucia.
— Prosiłem jałmużny, ubogi żebrak, — rzekł Pluta pół żartém, pół serjo, bo któż mi teraz da pocałowanie, uścisk, uśmiech, piosenkę? ale to darmo, na toby się tylko wielka dusza i serce wielkie zdobyć mogły,