Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/836

Ta strona została uwierzytelniona.
56

dziestówkę. Był więc grzeczny, ale zimniejszy niż pierwszym razem, pożegnał się prędko choć go zatrzymywano, i oburzony poleciał do kapitana.
— A toś mnie wystrychnął! — zawołał wpadając nagle do jego mieszkania.
— No, cóż tam? — spytał Pluta, — gdzieś był?....
— Au wdowy!
— Bez mojéj wiadomości i pozwolenia?
— Cóżem to ja student czy co? ot to! — obruszył się pan Mateusz, — nie wolno mi już robić co się podoba?
— A nie wolno, — rzekł sucho kapitan, — bo kto woli swéj nie umie używać, temu się ona odejmuje.
— Bądźże spokojny, już ja tam drugi raz nie pójdę....
— Cóż się stało?
— Ale to trup malowany!
— Oszalałeś! — uśmiechnął się Kapitan, — kobieta w kwiecie wieku, pączek różany.
— Odstępuję ci go z największą przyjemnością, — odparł kłaniając się p. Mateusz.