— Proszę no pana, — rzekł zażywając tabaki.
— A co tam?
— Był tu pan Sysakiewicz, czy coś, w pilnym interesie.
— Jak? jak? — spytał Zeżga.
Szwajcar powtórzył nazwisko, Zeżga ramionami ruszył.
— I prosił bardzo pana, aby był łaskaw na niego jutro rano poczekać, bo interes ma bardzo ważny i pilny.
— Nie znam nikogo podobnego.
— To wszystko jedno, ale on WPana zna, i bardzo, bardzo prosił.
Porucznik zamilkł, zamyśliwszy się, gdy z drugiéj strony nadbiegł służący, oddając mu list niedawno odebrany. Wziął go nie patrząc nań pan Narcyz, i powoli posunął się na górę; był zmęczony, smutny i śpieszno mu było siąść, spocząć, fajkę palić, do któréj kilka godzin tęsknił. Poczciwe człeczysko, nie wiele już więcéj miał przyjemności w życiu, nad ten dymek który puszczał, i samotność, z którą mu było najlepiéj. Ludzie go męczyli, świat
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/842
Ta strona została uwierzytelniona.
62