Naruszewskiego, u Malińskich, u Wyżykiewiczów, no, i już nie wiem gdzie. Przyjechałem na parę dni, żeby zobaczyć co się tu u was dzieje, ale mi dzisiejszy dzień zaraz krew popsuł.
— No? cóż to może być?
— Ale, spotkałem tu jednego nicponia, na którego zimno patrzeć nie mogę, — rzekł Zeżga, — myślałem, że go już dawno z między uczciwych ludzi sprzątnięto, a jeszcze się to włóczy po świecie, aż się burzę gdy wspomnę.
Pobracki zamilkł, nadto był przyzwoitym i dyskretnym, żeby się miał dopytywać o cokolwiek.
Wtém porucznik rzucił okiem na podpis otwartego listu, i wzdrygnął się.
— A, to od tego łotra! — zawołał głośno, czegóż on jeszcze odemnie chciéć może!
Oko pana Oktawa przypadkiem, istnym trafem, poszło sobie w kierunku listu i podpisu, padło na parafę Pluty i usta mu się zacięły.
Porucznik chciał czytać, ale źle czytał przy świecy, a okularów nie używał, sekretów nie
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/847
Ta strona została uwierzytelniona.
67