kle o ludziach nic nie mówię, zdanie moje o nich zatrzymuję przy sobie.
— No! ale zmiłuj się, co o tém powiadasz?
— Nie umiem sądzić!
— Ale z jakiéj strony go znasz?
— Nie będę taił, z najgorszéj.
Zeżga zamilkł.
— Ha! — zawołał po chwili, — może się zresztą poprawił! ja jestem tak szparki! mogłem istotnie zgrzeszyć.
Pobracki się uśmiechnął tylko, Zeżga to postrzegł.
— Chwalę ci to, — rzekł, że nie łatwo wydajesz sąd o ludziach, ja jestem stare dziecko, ale ze mną możesz być otwartym.
P. Oktaw milczał długo, jakby się wahał i rozważał w sobie co ma uczynić.
— Nie wiem, — odezwał się po przerwie, — całéj historji wuja z tym panem, chociaż sądzę, że on, nie kto inny, przyczynił się do jego ruiny.
— Co tam do ruiny! — wykrzyknął Zeżga, co mi tam ruina! ten człowiek mnie zabił, ten
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/849
Ta strona została uwierzytelniona.
69