Wydym, który tak nagle wszedł, żeśmy się mu nawet przypatrzéć nie mogli, był w latach Zeżgi, głowa mu szpakowaciała, ale twarz za to miał świeżą i rumianą jak jabłko, oczy czarne, żywe i wąs po młodemu zakręcony w górę, coś w nim zwiastowało starego i porządnego kawalera. Zapięty na wszystkie guziki, sztywny, wyprostowany, minę miał wojskową, włos podstrzyżony krótko, postawę męzką i pełną determinacji, na czole pomarszczoném już, ale spokojném, malowała się zimna odwaga żołnierza. Dodajmy dla wiadomości, że p. Jan Wydym był mieszkańcem stałym Warszawy, jéj dziecięciem i posiadaczem wązkiéj, staréj kamieniczki w rynku Starego Miasta.
Była to jedna z tych budowli poważnych, które wieki przestały prawie bez zmiany, z żelaznemi drzwiami misternie kutemi od wnijścia, z ciosowemi drzwiami i wschodami, z niskiemi sklepieniami, korytarzami i zakomórkami, powierzchownie uderzająca fizjonomją odwieczną i nad drzwiami wyrzeźbioném godłem, którém był niedźwiedź z chorągwią
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/856
Ta strona została uwierzytelniona.
76