— Co do mnie, — dodał kapitan, — czuję że dopiero się wypełniam, głowa zyskuje, człek się zmitygował, pewną stopą idzie po świecie i poczyna się rewanż za utracone lata młodości.... No, ale mówże mi co o sobie.
— No, ja, — rzekł Narcyz, — nie mam tak nic ciekawego; człek podeptany, smutny.
— Nie ożeniłeś się?
Smutnego dotknął przedmiotu kapitan. Narcyz się rzucił, Pluta postrzegł i dodał żywo:
— Dobrześ zrobił, żeś się nie wiązał.... ja także, dzięki Bogu jestem wolny, kobiety wszystkie Bóg stworzył na utrapienie nasze, ale dajmy temu pokój, mnie one mniéj obchodzą.... wyrosłem z tego dzieciństwa.
Jakoś brakło przedmiotu, Narcyz gryzł cybuch, udając wesołość, któréj w duszy nie miał, ale bardzo niezgrabnie, kapitan zaczynał być niespokojny, bo czuł, że pojednanie nie było zupełne, ale znając Zeżgę, był już pewien że reszta się dokona, byle do serca jego przemówił, w tę więc zawrócił się stronę.
Spuścił głowę, udał zachmurzonego i west-
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/866
Ta strona została uwierzytelniona.
86