chnął. A wzdychał gdy mu tego było potrzeba, po mistrzowsku, miał swoją teorję westchnień kompletną i rozróżniał rodzaje westchnień do okoliczności zastosowanych, lekkich i jakby mimowoli wyrywających się z piersi, gwałtownych, rozrywających ją wybuchem, potém innych jeszcze stłumionych, z towarzyszeniem uśmiechu, z dodatkiem chwytania za czoło i t. p. Na ten raz użyte zostało westchnienie lekkie i jakby wspomnieniami z piersi wydobyte.
— Nie chciałbym, — rzekł, — dotykać tego przedmiotu, tyle dla nas obu drażliwego.
— Dajmy pokój, dajmy pokój, — wybuchnął Zeżga nagle, i oczy mu zaświeciły okrutnie, a on ruszył się z kanapy. Niespokojnie poglądając w stronę, w któréj kij przeczuwał spoczywający w mroku pod oknem, kapitan ruszył się także; stanęli przeciw siebie.
— Ot wiész co, — rzekł jakoś dziwnie nagle i nie starając się nawet o zręczne naprowadzenie rozmowy na przedmiot, — gdybyśmy poszli się przejść? Czegoś mi smutno. Nie
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/867
Ta strona została uwierzytelniona.
87