Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/869

Ta strona została uwierzytelniona.
89

głęboko.... kapitan sądził zawsze, że Zeżga się tak bardzo zmienił.
Poszli powoli Krakowskiém, mimo Zamku, ulicą Św. Jańską, ale gdy do Rynku Starego Miasta zbliżać się zaczęli, a słowa prawie przez całą nie powiedzieli drogę, pan Narcyz rozpoczął, uczuwszy tego potrzebę, jakąś niby rozmowę o dawnych czasach, kapitan zaraz podchwycił temat, by na nim osnuć swe żale nad tak niesłusznie odebraném mu sercem, ufnością, nad niewdzięcznością przyjaciela, czego Zeżga choć słuchał cierpliwie, dziwnie poczerwieniał. Pluta nie dobrze zdając sobie sprawę z jego uczuć, zaczynał być niespokojny.
Ale zbliżyli się wreszcie do kamienicy Wydyma i po dość ciemnych schodkach, weszli do jego mieszkania; Zeżga okazywał tylko jakąś niecierpliwość gorączkową. W progu spotkał ich gospodarz w szlafroku, w mycce haftowanéj misternie złotem i srebrem, ale dobrze przyszarzanéj, z fajką na długim cybuchu.... oczki mu się świeciły osobliwszym jakimś ogniem, gdy wchodzących zobaczył.