Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/874

Ta strona została uwierzytelniona.
94

— Otóż i piwnica! — rzekł gospodarz otwierając i przyświecając we drzwiach kapitanowi, który pierwszy wchodził ostrożnie nogami szukając wschodków.... Wprost, wprost, kapitanie, ja wam świecę... bezpiecznie.
Pluta wszedł, ale zaledwie znalazł się o krok za drzwiami, gdy te czy ciągiem wiatru, czy ręką Wydyma cofnięte z trzaskiem się zawarły, a co gorzéj klucz w nich dwa razy klasnął jakby je zamykał za nim.
Kapitan myślał z razu, że to przypadek i rozśmiał się, ale po chwili jak błyskawica przyszła mu myśl zdrady i podejścia, kwaśna mina Zeżgi.... dreszcz pobiegł po skórze, rzucił się do zakratowanego otworu, przez które światełko migało.
Spotkał w nim tylko ponurą twarz Narcyza, którego oczy świeciły ogniem gniewu powstrzymywanego zbyt długo.
— Co to jest? — zaryczał Pluta, — co się stało?
— Cicho! — wrzasnął Zeżga — to się stało dziś co od dawna zrobić się było powinno, tylko inaczéj, czego z urzędu sprawiedliwość