Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/878

Ta strona została uwierzytelniona.
98

w górze wysoko, wysypany piaskiem suchym... strasznie grób przypominał.
Rozpatrzywszy się Kapitan dostrzegł w kątku garść słomy, grubą kołdrę starą, dzbanek z wodą i pół bochenka razowego chleba. Niegdyś snać schowanie to zawierać musiało wino, bo we framugach były półki, ale na półkach tylko kilka rozbitych szkła kawałków. W jednéj z nich w głębi, było wyjście czarne, jakby do drugiego lochu, bez drzwi i zamknięcia. Pluta obchodząc swoje nowe mieszkanie zbliżył się do tego wyjścia, ale ciemność absolutna, która tu panowała odstraszyła go, nie śmiał poszukiwań posuwać daléj.
— Licho ich wie, może tu są gdzie żmije, węże, ropuchy, — rzekł do siebie, — a! łotr i zbójca! pomścił się, choćby na dwadzieścia cztery godziny, zawsze to jest cóś okropnego tu pozostać...
I chodząc dumał gorączkowo.
— Nie! nie! to głupi żart! to trwać nie może, policja się dowie, Kirkuć dojdzie i uwolni mnie. Ale on nadto jest ograniczony, oni sami się rozmyślą, że to pachnie szubienicą, ja