Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/882

Ta strona została uwierzytelniona.
102

żar losu służył może do nabrania nowéj potęgi. Jakkolwiek zaduma i praca przerywane były nieustannie przez wchodzących gości, często daremną i czczą tylko czas zabierających rozmową, choć się im uśmiechać należało z obowiązku, Teoś mógł czasem w dzień słotny, w godzinę szczęśliwą poczytać i pomyśleć nad sobą.
Książek mu nie brakło, bo Drzemlik, który handel swój począł od antykwarstwa, miał dosyć pozostałości z niego zalegających zapylone półki; a między temi wygnańcami przysutemi prochem i pajęczyną, wiele znalazło się godnych lepszego losu. Nowsze też przychodziły kilka razy do roku i ostrożnie można je było przeczytać, nie ścierając z nich téj barwy świeżéj, która często całą wartość młodéj książki stanowi. Było to więc życie nie odpowiadające potrzebom, ale znośne i chwilami nawet prawie szczęśliwe, bo Teoś niewielą się przywykł zadowalniać. Czasem jakaś twarz sympatyczna przemknęła w téj pustyni, uśmiechnęła mu się, i znikła na wieki, czasem sło-