Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/886

Ta strona została uwierzytelniona.
106

zręczna i tak czarne jéj oczy spokojne wiele się mówić zdawały.
Czy mówiły? tego nie jestem pewny. Nabrała panna Aniela trochę może ciała przez zbytnie zasiedzenie się w domu, ale utoczone jéj kształty nie straciły na tém, była to istota stworzona do pracy powolnéj, przywykła do niéj, nie widząca daleko, troskliwa o to co jéj było powierzone, serca dosyć dobrego, ale nieco ostudzonego widokiem fałszywéj nędzy i kłamanych bólów, trochę niedowierzająca ludziom bo brat jéj źle ich malował, zresztą wiejska gosposia wzorowa, któréj miłość chyba kiedy niekiedy smutnym wieczorem jesieni przeszła przez główkę, jak niepotrzebne zachcenie.
Przywykła już była rodzaj życia swój uważać za ostateczny wyraz szczęścia do jakiego wzdychać mogła. Przywiązana do brata, do domu, bawiła się nawet targiem, na który chodziła, mszą i nabożeństwem jeśli na nie pójść mogła, widokiem ulicy, wreszcie w święta książką jaką łatwą a zajmującą i przejażdżką w dorożce do Szwajcarskiéj doliny.