— No doprawdy, — powtórzył Michał.
— Ale z jakiegoż powodu?
— Bo to widzisz, — rzekł trzymając się swego systemu księgarz, który nie chciał, aby się siostra czegoś domyślała, — w tych traktjerach to zguba dla kieszeni. Ja ci powiem, że bardzo jestem oszczędny, ale żeby człowiek się nie wiem jak rachował, myślał, oszczędzał, niepodobna wykalkulować, żeby kilkanaście złotych nie przepadło. A za kilkanaście złotych, to parę obiadów w domu paradnych będzie.
To co mówił zdawało się tak naturalne, tak było w jego charakterze, że panna Aniela o myśl ukrytą wcale go posądzić nie mogła.
— Już to prawda, — rzekła, — ale mnie z tą starą Markową, która tylko rosół i makaron zgotować potrfi, trudno znowu na występy jakieś się zdobyć.
— A do czegóż zbytki? — rzekł Michał żywo, — jeszczeby też tego brakło, żeby człowiek w dorobku puszczał się na jakieś festyny. Tak jak powiadasz, rosół, no, z rosołu wychodzi sama sztuka mięsa, potem makaron i cóś
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/889
Ta strona została uwierzytelniona.
109