— Cóż to? zmiana losu może.
— Ale nie! szczęśliwy traf dał mi kuzynkę w domu. Bardzo dobre dziecko powiadam panu....
— Oh! kuzynkę.
— Wystaw sobie młode, ładne i takie poczciwe stworzenie, a do tego i skoligacone i nie ubogie.
— Oh! oh! — powtórzył Drzemlik.
— A WPanu się oczy śmieją? co? — przerwała Jordanowa, — ale nie imaginuj sobie lada co! to dziewczę jak anioł, skromne i wychowane jak królewna. Gra, śpiewa.... rozumna! strach! a! co to za dobrodziejstwo Boże, że ona mi się dostała.
Drzemlik mocno się zaciekawił.
— No! i posażna? — spytał.
— A! ma najmniéj piędziesiąt tysięcy.
P. Michał pokiwał głową.
— Pozwoli mi pani kiedy przyjść do siebie? — zapytał.
— Już, już! słyszysz starego niegodziwca, już mu się w głowie pali! a! no, przyjdź, zobacz i odejdziesz z niczém, ręczę ci.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/905
Ta strona została uwierzytelniona.
125