Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/906

Ta strona została uwierzytelniona.
126

Żartowali tak jeszcze, ale w końcu Drzemlik pomyślał sobie, że nie byłoby od rzeczy pójść w odwiedziny do pani Jordanowéj. Otóż téj niedzieli właśnie umyślił to dokonać.
Ulica Wilcza jest wprawdzie dosyć od środka miasta daleko, ale w tę stronę ku alejom, w pogodne wieczory lata, wybiera się pół Warszawy w cienistą ulicę, wiodącą ku Łazienkom, do Botanicznego ogrodu, do Szwajcarskiéj doliny, do ogrodu belwederskiego, do Wilanowa. Wspaniałe zaprzęgi potentatów i skromne dorożki rodzin, których utrzymanie mniéj kosztuje często, niż brodaty furman i angielskie rumaki pierwszych, wszystko to ciągnie w cieni, zieloność, chłód, których w mieście więcéj się pożąda, które się bardziéj cenić umie, bo się ich używać nie może.... Dla wielu jest ta przechadzka jakby snem villegiatury, dla innych przypomnieniem dalekiéj wioski, drzemiącéj gdzieś w lasach i łąkach zielonych, dla innych to prosta exhibition mienia, koni, przepychu i znudzonéj twarzy, dla któréj świat już nie ma czémby ją rozweselił.
P. Michał Drzemlik jednak zwykle nie cha-