Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/917

Ta strona została uwierzytelniona.
137

dowcipował. I tą razą przymrużywszy oczy, posuwistym krokiem przyszedł do Adolfiny, któraby była zbladła, gdyby nie warstwa różu, czyniąca ją niezwalczoną — uścisnął jéj rączkę drżącą, pobiegł do Mani zafrasowany, powitał ją, a ujrzawszy dopiero Narębskiego, z gwałtownym namiętnéj przyjaźni wybuchem, rzucił mu się w objęcia.
Żurek tymczasem skorzystał i chwycił go za kamasz z największą złością, czego baron zdawał się równie nie uważać, jak przytomności Teosia.
Ławka, na któréj potém usiadł, nie była dosyć mocno w ziemi ugruntowaną, i gdyby nie laska, którą się podparł, nie okazując po sobie iż mógł był upaść, możeby się z nią razem potoczył.
— Jakżem szczęśliwy, że tu pana znajduję! rzekł do Narębskiego, choć w duszy jego i gościa i drugiego przeklinał, — sto lat jakeśmy się nie widzieli, nie łaskaw jesteś na mnie!
— Tyle zajęcia.
— Aleć obiad zawsze gdzieś zjeść potrze-