rzystwa, udając tém większe szczęście, im gorzéj ich boli.
— Jakże tu pani ślicznie, po wiejsku, w zaciszu i zieloności mieszkasz! — odezwał się, — prawdziwy raj! miluchno! cudownie!
Adolfina biorąc to za dobrą monetę, uśmiechnęła się.
— Mais c’est adorablement châmpetre, — dodał baron do Narębskiego.
— Miły dosyć kątek, a powietrze zdrowe, odparł p. Feliks.
— A już to co powietrze, co się tycze powietrza, — odezwała się gospodyni, — gdyby nie czasem z sąsiedztwa, jak wiatr z zachodu zawieje i niewiedziéć co przyniesie, to nie ma w alejach lepszego powietrza.
Baron się rozśmiał patrząc na Narębskiego, Mania zaczerwieniła się. Muszyński spuścił oczy.
Rozmowa miała się zwrócić, gdy Kachna wbiegła znowu, ale tym razem z zaczerwienioną twarzą, mrugając na panią zniecierpliwiona.
Żurek znowu burczał, Adolfina spojrzała na
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/919
Ta strona została uwierzytelniona.
139