Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/932

Ta strona została uwierzytelniona.
152

i w promyk oczów dziewczęcia, wiele na tém stracił. Chociaż nie okazywał tego po sobie, ale go srodze obeszło, że taka figura jak on, taki człowiek!! tak znakomita indywidualność, którą wszędzie gdzie czczą pieniądz i siłę przyjmowano z nieskończonemi pokłonami, tu wychodziła na prostego śmiertelnika.
Ale namiętność rodząca się, namiętność starego i siwiejącego się człowieka, jest upartą. Baron widząc, że się nim nie zajmują, że Mania uśmiecha się i szepcze Narębskiemu na ucho, lub okiem przytrzymuje Teosia, usunął się i spostrzegłszy zakłopotaną Adolfinę, począł z nią rozmowę, nieznacznie ją na bok odprowadzając.
Chère Adolfine, — rzekł po wstępie małoznaczącym, — już my się to nie od roku znamy, Allons — to były jednak dobre czasy!?...
Adolfina milczała zmieszana.
— Wierz mi, gdyby nie to głupie posądzenie o zgubione przezemnie wexle, byłbym z tobą inaczéj skończył. Co się stało to się stało, nie miéj mi tego za złe, Ale, szczerze, jakże ty stoisz teraz w interessach?