Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/934

Ta strona została uwierzytelniona.
154

Wspomnieliśmy wyżéj o zmianie jaką wpływ Maryni uczynił na umyśle i sercu opiekunki, najlepszym dowodem było oburzenie, które wywołały te słowa. Stanęła i wpatrując się w barona z uśmiechem zimnym, odpowiedziała mu:
— Czyś pan oszalał? a za kogóż mnie to masz? to przecie jest dziecko jak aniołek.
— I dla tego tak ponętne! — zawołał stary, — pokrywając uśmiechem nieukontentowanie.
— Ale ani myśl o tém! — rzekła Adolfina.
— Czemu? — spytał Dunder, przecież wstydu jéj nie zrobię, ofiarując...
Tu się zaciął.
— Cóż jéj pan możesz ofiarować? chyba, ożenić się z nią! a i tak! o ile ją znam, niewiele byłoby nadziei!!
Baron zagryzł usta.
— Zostaw to mnie, — rzekł, — sprawa między nami, ciebie proszę o neutralność tylko i byś mi nie przeszkadzała, a że możesz mieć z powodu moich natrętnych odwiedzin wydatki, weź to proszę.