Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/937

Ta strona została uwierzytelniona.
157

wrócił wcale do domu, choć to był fakt nie bezprzykładny, p. Mateusz wszakże trochę się począł niespokoić. Czekał go do północy nie gasząc świecy i korzystając z nieobecności zemścił się na tytuniu kapitana i jego butelce. Kirkuć był tak uczciwy nieposzlakowanie, że w obec Pluty nigdy się nawet do jego zapasów nie skradał, głębokie dla własności czując poszanowanie, jednakże pod niebytność prawego posiadacza przychodziły mu idee komunistyczne i do szafki z wódką i tytuniem miał nawet klucz w kieszeni, ale mu przyznać należy, że pomiernie tego daru używał i Pluta nigdy się nie spostrzegł, że z nim Kirkuć był w bezimiennéj spółce.
Świeca nareszcie stopniała, Kirkuć usnął i nie przebudził się aż o białym dniu, spojrzał na łóżko, kapitana nie było.
— Musi być cóś ważnego, — rzekł, — albo ktoś ze wsi z trzosem nabitym, albo jaka pijatyka gorąca. A tym czasem wypadłoby się wódki napić.
Poszedł więc p. Mateusz do arki, w któréj najdroższe flaszki spoczywały, otworzył ją