Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/950

Ta strona została uwierzytelniona.
170

— Chcesz pan na wieś jechać? — spytał Pobracki.
Kirkuć, którego już nic do miasta nie wiązało, westchnął i łza mu się w oku zakręciła.
— Oj! nie ma Pluty, — rzekł po cichu, — nie ma Pluty! ha! pojadę na wieś, bylem miał utrzymanie przyzwoite, bo co się tycze pracy, proszę pana, — dodał z dumą, — mam tyle szlachetności charakteru, że mnie do niéj nawet ostatnia nędza skłonić nie może, to darmo. Szlachetne imie, które noszę, nie dopuszcza....
— Wybierz się pan, — przerwał Pobracki, i jutro rano pojedziesz w Lubelskie.
Na tém audjencja zamkniętą została.
Smutny i znękany, jak gdy go pierwszy raz Pluta spotkał w Garwolinie, p. Mateusz wyszedł, ocierając łzy z oczów, z domku przy ulicy Żelaznéj. Spojrzał do koła po czerwieniejących szyldach bawarji, po tym bruku wykoszlawionym, który tylekroć jego krok niepewny w stanowczych życia chwilach, tak dobrze tłumaczył swą nierównością, po ulubionéj Warszawie, którą miał pożegnać, by się