Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/952

Ta strona została uwierzytelniona.
172

Już odchodził gdy posłaniec go wstrzymał.
— Gdzie znowu dziesięć groszy! — rzekł, — to i złoty mało, ledwie się dopytałem o pana.
— A zkądże kartkę wziąłeś?....
— A to cała historja! — odparł stróż, — chodźmyno gdzie do izby, to ja panu opowiem.
Poszli tedy i tu dopiero otarłszy z potu uznojone czoło, stróż po cichu rozpoczął powieść swoją.
— Było to tak, proszę pana, ja jestem stróżem, już blisko rok na św. Marcin, u p. Wierzbickiego na Starém Mieście, obok kamienicy p. Wydyma. Otóż ja tam na tyłach kamienicy czasem zamiatam, względem tego, że niektórzy niesforni lokatorowie wyrzucają śmiecie przez okna, szczególnie kucharki, co się lenią wyjść nawet na dziedziniec do śmietnika. O! bo to już te kucharki, to powiadam panu! tylko wisiéć....
— Ale cóż? przerwał niecierpliwie Kirkuć.
— No, otóż zaraz powiem. Gdy ja wczoraj zamiatałem, patrzę, nieopodal od domu Wydyma leży na ziemi kartka, a że papier to zawsze może być co ważnego, podjąłem. A tuż