kontrabandy, jak go zwał p. Mateusz, niesprawiedliwością losu przywiedziony do ostatniéj ostateczności, przemieszkawszy jakiś czas prawie o głodzie w izdebce na poddaszu przy ulicy Złotéj; ztamtąd wygnany, bo nie płacił, musiał się udać aż na Pragę, gdzie u żydka najął sobie trzecią część przepierzonéj izdebki za sumę bajeczną czterdziestu złotych rocznie, z których ledwie dwa z góry opłacił. Przy tym samym domu był ogródek, gdzie się w święta zwłaszcza, niedziele i piękniejsze dnie, zbierało wyższe towarzystwo stolicy, pomocnicy od fryzjerów i chłopcy od cukierników. Pętelka, który przygnieciony od losu, nie wiele odeń wymagał, wychodził do ogródka, tu stawał na przesmyku i prawie codzień umiał sobie wynaléźć przyjaciela, który go na coś zaprosił.
A że talenta nigdy nie idą marnie, talent téż go w téj złéj doli ratował. Nieszczęśliwy w karty Pętelka, grał w billard jak ten, co to się kijem dorobił ministerstwa za Ludwika XIV, ale cóż? Jak Volter, co się więcéj szczycił matematyką, któréj nie umiał, niż poezją,
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/957
Ta strona została uwierzytelniona.
177