Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.
88

cięcia. Panie Feliksie — jabym z nią odzyskała szczęście, na które niezasłużyłam — któregom nie warta — sama winnam dziś wymierzyć nad sobą słuszną karę... A! nic wiedzieć o niéj nie chcę, widzieć nie mogę — przyznać się do niéj niepodobna mi... nic dla niéj uczynić nie jestem w stanie. Niemiałam męża, niepowinnam mieć dziecięcia. Zmyję łzami winę — surową powinnam być dla siebie.
Na te słowa z dziwnemi przestankami i wahaniem wyrzeczone, Feliks stygł i osłupiał prawie, pojąć ich nie mógł.
— Juljo, rzekł powoli, zaprawdę nową dla mnie jesteś istotą... Jakto?... niemasz więc dla dziecięcia wnętrzności matki — serca matki? karzesz je za grzech nasz?
Być może iż religijnie nie jestem tak wykształcony bym pojął wielkość twojéj ofiary, przyznaję się, że więcéj zawsze słuchałem w tém serca niż wyszukanych jakichś prawideł solistycznych — być może żem zbyt człowiekiem, a za mało świętym, ale nie rozumiem by co matkę mogło do zaparcia się