telka, — co tu długo gadać, a po co tego? a na co tego, toby tego nie było!
Kirkuć pokiwał głową.
— Otóż to, — rzekł, — kiedy się rozumnego poradzisz człowieka, zaraz rzecz jaśniéj się przedstawia. Wypijesz butelkę piwa?
— Nie od tego, owszem.
— Ale taki szkoda kapitana! — westchnął p. Mateusz, — tylko my podobno go nie ocalimy, trzeba po nim requiem odśpiewać!!
Przy piwie mocniéj jeszcze przekonali się oba, że byłoby szaleństwem poczynać coś z takiém narażeniem się, nie mając najmniejszéj nadziei dokazania. Pętelka jednak pił zamyślony, stukał palcami po stoliku, bił się po czole i zdawał mocno przejęty, na co Kirkuć z uszanowaniem dla jeniuszu, spoglądał z rodzajem rozczulenia.
— Pokażno mi jeszcze tego, niech odczytam, — rzekł po chwili Pętelka.
Kirkuć dobył pospiesznie kartkę i oddał mu ją, a Pętelka z uwagą przesylabizowawszy, zwrócił w milczeniu.
— To już wiem, — rzekł, — gdzie on siedzi.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/961
Ta strona została uwierzytelniona.
181