Mrok zaczynał padać, Mania siedziała w swoim pokoiku przy fortepianie, grała piosenkę Schubert’a, tę piosnkę rzewną i łzawą, która nosi tytuł Skargi dziewczęcia; cała jéj dusza uciśniona i smętna przeszła w te tony pełne znaczenia i bólu, świat znikł przed nią powoli, zdało się jéj, że była samą, samą jedną, wśród głuchéj ziemi, pod niebem szarém, u brzegu nieskończonego morza, że przeżyła wszystkich i wszystko, że serce jéj nareszcie w przedśmiertnéj piosence pęknąć miało....
I grała a łzy się jéj z oczu toczyły strumieniem i płynęły po twarzyczce, gdy jenerałowa weszła i zapraszana niezmiernie przez Jordanowę, siadła na kanapie.
Dźwięki téj muzyki doszły uszów przybyłéj i powoli twarz jéj zaczęła blednąc, uczucie jakieś dziwne, dręczące, jakby wymówki za popełnioną zbrodnię, mówiło do niéj przez tę pieśń straszną i groźb pełną.
Jakąś chwilę obie pozostały nieme, Jordanowa tylko wpatrując się w twarz przybyłéj mruczała mimowolnie:
— Na uczciwość, taż sama, przysięgłabym,
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/974
Ta strona została uwierzytelniona.
194