Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/980

Ta strona została uwierzytelniona.
200

— Jakto? — przerwała Jordanowa żywo, bo jéj serce zabiło — czyż ci tu źle?
— O! nie moja stryjeneczko, ale człowiek przywyka do wszystkiego.
— Więc opuściłabyś pani miasto bez żalu?
— Nie wiem.
— Dla czego?
— Bom i tu serca znalazła, bo i tu mam moich kochanych.
I mimowolnie na jakieś przypomnienie zarumieniła się. Jenerałowa rzuciła okiem na gospodynię.
— Ale dla czegóż miałabym Warszawę opuszczać? — spytała Mania.
— A gdyby z kim kochanym? — szepnęła nieznajoma.
Dziewczę strwożyło się i spojrzało na przybraną stryjenkę, od niejakiego czasu tak dziwnym ulegało losom, że przestrach ją ogarnął.
— O! nie! nie! — z łezką na oku odparła żywo po chwili, — na cóż mam nowych szukać losów, człowiekowi lżéj z jedném cierpieniem, a nowe życie, to tylko boleść nowa.
Dźwięk jéj mowy, blask jéj oczów, rozczu-