Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/981

Ta strona została uwierzytelniona.
201

lił nawet zimno malowaną Jordanowę, która przybiegła ją uścisnąć gorąco i rzewnie, biorąc tę czułość dla siebie, ale jenerałowa pozostała wyprostowaną i sztywną na kanapie, i podniosła tylko oczy na sufit obojętnie.
— To się tak mówi na żart, — rzekła, — przepraszam.
Mania spuściła oczy nie rada, że żart wzięła zbyt poważnie, ale w duszy jéj pozostał jakiś instynktowy niepokój.
I długa była chwila milczenia, namysłu.
— Moja panienko, — odezwała się wreszcie wielka pani, przysuwając nieco do dziewczęcia, — wiesz lub nie wiesz może, iż w Warszawie są duchowne i świeckie osoby, z powodów czysto religijnych i moralnych czuwające skrycie nad sierotami.
Mania zdziwiona podniosła główkę.
— Ja mam szczęście należéć do nich, wiem nieco twoją historyę, przychodzę tu by cię oświecić i ratować!
— Ratować! — zbladła krzyknęła dzieweczka, — mnie! ale cóż mi grozi?